Poród - rodzinny, czy nie? Czy ojciec dziecka powinien być przy Tobie? Jeśli chcesz to zapraszam na moją skróconą historię.
Od początku pierwszej ciąży zastanawiałam się, czy chce żeby mój partner był przy porodzie. Na tym etapie życie (w sumie to nawet przed całą akcją) nie mam zielonego pojęcia dlaczego miałam wątpliwości. Był moment, że nie chciałam, a z racji, że moja teściowa była położną, to wolałam, żeby to ona była przy mnie. Teraz myślę, że był to strach, w końcu znała tam wszystkich, sama znała się na rzeczy itd. Myślałam, że czułabym się bezpieczniej. Nic bardziej mylnego.
Istotą bycia razem jest współprzeżywanie, możliwość dzielenia się emocjami i wzajemnego wspierania się w trudnych chwilach - kto tego nie przeżył, tak naprawdę nie wie do końca o czym mowa, ale naprawdę warto. NASZ poród zbliżył nas do siebie na maksa, najbardziej jak się dało. Ja do dzisiaj jestem wdzięczna Ukochanemu, że wspierał mnie, pomagał przejść przed ten trud, a on za to, że mógł być świadkiem największego i najpiękniejszego CUDU jaki się wydarzył - przyjścia na świat małego człowieczka, a co najważniejsze - naszej córeczki.
Poród jest sytuacją, kiedy kobieta szczególnie potrzebuje wsparcia i świadomości, że nie jest osamotniona - Mój poród trwał 3,5 h. Większość czasu czekałam, aż oksytocyna zacznie robić swoje, więc jeśli można tak to nazwać, to nudziłam się na początku. Z partnerem rozmawialiśmy, wspominaliśmy. Gdy zaczęły się pierwsze porządniejsze skurcze, wdychaliśmy gaz rozweselający. Później pocieszał mnie, płakał razem ze mną i do ostatnich chwil był przy mnie. Mogliśmy razem patrzeć na tego Bąbelka i przeżywać szok, że mamy córeczkę (do samego końca nie znaliśmy płci). Pojechał do domu dopiero, gdy już go wyganiali ze szpitala i był z samego rana następnego dnia - to naprawdę dużo znaczy w takich chwilach.
'Ojcowie, którzy towarzyszyli żonie przy porodzie, często mają też od początku bardzo ciepłe, dobre relacje z maluchem - chwila, gdy mężczyzna widzi po raz pierwszy własne dziecko, wywołuje ogromne wzruszenie – nawet najwięksi twardziele często mają wtedy łzy w oczach. To przeżycie pozostanie w ich pamięci na zawsze i może procentować nawet po latach. Tata, który witał syna czy córkę już na sali porodowej, zwykle od początku jest bardziej zaangażowany w opiekę nad dzieckiem i od pierwszych chwil łączy go z nim silna więź uczuciowa.' Nie uważam, ze ojcowie, którzy nie byli przy porodzie są gorszymi ojcami - w żadnym wypadku. Ale u nas jest to sama prawda, chociażby do dzisiaj co jakiś czas wspominamy tamten dzień, jesteśmy pełni emocji i nawet wzruszenia za każdym razem, obydwoje tak samo. Tatuś Marysi często patrzy na nią i wspomina dzień, kiedy widział ją pierwszy raz, jaka była malutka.
Jest pomocny również fizycznie - mój mężczyzna spisał się na medal. Pomagał zmieniać pozycje, usiąść na piłkę, położyć się na łóżko, podtrzymywał głowę podczas parcia, ocierał łzy itd. Niby nie dużo, ale uwierz mi, że wtedy to było naprawdę wiele.
Dodatkowo niesamowitym przeżyciem jest przecięcie pępowiny, usłyszenie pierwszego krzyku, oglądanie pierwszych spojrzeń, zachowań, ogólnie chwil.
Każdy ma prawo do swojej decyzji i nikogo nie zamierzam do niczego przekonywać, bo to sprawa indywidualna, Ale nie sugeruj się takimi pierdołami, że będziesz wyglądać strasznie itd. Pewnie, że będziesz, bo to niesamowity wysiłek i męczarnia, ale skoro chcesz spędzić z kimś resztę życia, to wydaje mi się, że takie rzeczy nie mają znaczenia.
Ja podczas drugiego porodu nie będę miała żadnych wątpliwości, jeśli tylko będzie taka możliwość to jestem na 100% pewna, że chce, żeby był przy mnie, bez niego sobie nie wyobrażam...
Od początku pierwszej ciąży zastanawiałam się, czy chce żeby mój partner był przy porodzie. Na tym etapie życie (w sumie to nawet przed całą akcją) nie mam zielonego pojęcia dlaczego miałam wątpliwości. Był moment, że nie chciałam, a z racji, że moja teściowa była położną, to wolałam, żeby to ona była przy mnie. Teraz myślę, że był to strach, w końcu znała tam wszystkich, sama znała się na rzeczy itd. Myślałam, że czułabym się bezpieczniej. Nic bardziej mylnego.
Istotą bycia razem jest współprzeżywanie, możliwość dzielenia się emocjami i wzajemnego wspierania się w trudnych chwilach - kto tego nie przeżył, tak naprawdę nie wie do końca o czym mowa, ale naprawdę warto. NASZ poród zbliżył nas do siebie na maksa, najbardziej jak się dało. Ja do dzisiaj jestem wdzięczna Ukochanemu, że wspierał mnie, pomagał przejść przed ten trud, a on za to, że mógł być świadkiem największego i najpiękniejszego CUDU jaki się wydarzył - przyjścia na świat małego człowieczka, a co najważniejsze - naszej córeczki.
Poród jest sytuacją, kiedy kobieta szczególnie potrzebuje wsparcia i świadomości, że nie jest osamotniona - Mój poród trwał 3,5 h. Większość czasu czekałam, aż oksytocyna zacznie robić swoje, więc jeśli można tak to nazwać, to nudziłam się na początku. Z partnerem rozmawialiśmy, wspominaliśmy. Gdy zaczęły się pierwsze porządniejsze skurcze, wdychaliśmy gaz rozweselający. Później pocieszał mnie, płakał razem ze mną i do ostatnich chwil był przy mnie. Mogliśmy razem patrzeć na tego Bąbelka i przeżywać szok, że mamy córeczkę (do samego końca nie znaliśmy płci). Pojechał do domu dopiero, gdy już go wyganiali ze szpitala i był z samego rana następnego dnia - to naprawdę dużo znaczy w takich chwilach.
'Ojcowie, którzy towarzyszyli żonie przy porodzie, często mają też od początku bardzo ciepłe, dobre relacje z maluchem - chwila, gdy mężczyzna widzi po raz pierwszy własne dziecko, wywołuje ogromne wzruszenie – nawet najwięksi twardziele często mają wtedy łzy w oczach. To przeżycie pozostanie w ich pamięci na zawsze i może procentować nawet po latach. Tata, który witał syna czy córkę już na sali porodowej, zwykle od początku jest bardziej zaangażowany w opiekę nad dzieckiem i od pierwszych chwil łączy go z nim silna więź uczuciowa.' Nie uważam, ze ojcowie, którzy nie byli przy porodzie są gorszymi ojcami - w żadnym wypadku. Ale u nas jest to sama prawda, chociażby do dzisiaj co jakiś czas wspominamy tamten dzień, jesteśmy pełni emocji i nawet wzruszenia za każdym razem, obydwoje tak samo. Tatuś Marysi często patrzy na nią i wspomina dzień, kiedy widział ją pierwszy raz, jaka była malutka.
Jest pomocny również fizycznie - mój mężczyzna spisał się na medal. Pomagał zmieniać pozycje, usiąść na piłkę, położyć się na łóżko, podtrzymywał głowę podczas parcia, ocierał łzy itd. Niby nie dużo, ale uwierz mi, że wtedy to było naprawdę wiele.
Dodatkowo niesamowitym przeżyciem jest przecięcie pępowiny, usłyszenie pierwszego krzyku, oglądanie pierwszych spojrzeń, zachowań, ogólnie chwil.
Każdy ma prawo do swojej decyzji i nikogo nie zamierzam do niczego przekonywać, bo to sprawa indywidualna, Ale nie sugeruj się takimi pierdołami, że będziesz wyglądać strasznie itd. Pewnie, że będziesz, bo to niesamowity wysiłek i męczarnia, ale skoro chcesz spędzić z kimś resztę życia, to wydaje mi się, że takie rzeczy nie mają znaczenia.
Ja podczas drugiego porodu nie będę miała żadnych wątpliwości, jeśli tylko będzie taka możliwość to jestem na 100% pewna, że chce, żeby był przy mnie, bez niego sobie nie wyobrażam...
Teraz mąż był przy porodzie. Bardzo byłam mu za to wdzięczna, bo potrzebowałam jego obecności. Zapraszam do siebie na bloga.
OdpowiedzUsuń