Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2017

Pewnego dnia...

Pewnego dnia obudziłam się rano i zobaczyłam to...Pierwszą reakcją był płacz. Ta bezradność, złość, wściekłość...Wiedziałam, że już nic z tym nie zrobię, że będzie to trochę mniej widoczne z czasem, ale nie zniknie w całości nigdy. ROZSTĘPY!  Pewnie nie jedna z Was się z tym musiała zmierzyć i zmaga się każdego dnia. W ciąży od samego początku stosowałam 2 kremy, 2 razy dziennie, dzień w dzień. Smarowałam brzuch, uda, piersi i tyłek - na wszystkich z tym części ciała mam w dniu dzisiejszym rozstępy. Obudziłam się rano, poszłam posmarować brzuch, to był koniec 7, początek 8 miesiąca ciąży i tu nagle SZOK. Na moim brzuchu zobaczyłam czerwone kreski, duże kreski i dużo. Ciężko było mi się z tym pogodzić i w sumie chyba nigdy do końca nie pogodzę się z tym, w dużej mierze pomógł mi mąż, który wiem, że miłością najszczerszą kocha mnie i moje ciało. Akceptuje rozstępy, cellulit i wszystkie inne niedoskonałości.   Ucierpiały również moje piersi. To był mój jeden z większych atu

Kosmetyki do demakijażu NIVEA

Takie cuda wygrałam w konkursie  #OczyszczaniezNIVEA! Po przetestowaniu każdego z nich pora na podzielenie się opinią na ich temat. Ten płyn : Miałam okazję przetestować już wcześniej i byłam zadowolona. NIVEA dwufazowy płyn do demakijażu oczu. Delikatnie i efektywnie usuwa nawet najbardziej trwały makijaż oraz tusz. Chroni delikatne okolice oczu i pielęgnuje rzęsy. Wzbogacony w ekstrakt z bławatka: efektywnie usuwa nawet trwały, wodoodporny makijaż bez konieczności mocnego pocierania, dwufazowa formuła chroni rzęsy oraz okolice oczu. Efekt: Skóra wokół oczu jest oczyszczona, co sprawia, że wygląda pięknie i gładko, a rzęsy są zadbane. Nie używam wodoodpornego makijażu, więc w tej kwestii nie wypowiem się, ale jeśli chodzi o normalny makijaż to nie mam żadnych zastrzeżeń - nie szczypie, nie podrażnia i faktycznie skóra staje się gładka. Ogólnie jestem zadowolona. Ten płyn: Nivea pielęgnujący płyn micelarny do cery normalnej i mieszanej. Formuła

Zakochałam się, zaraz wracam.

Sama to przeżyłam, pewnie większość z Was również - zazdrość, porzucenie, samotność. Najlepsza przyjaciółka/przyjaciel zakochuje się, a my idziemy w odstawkę.  Wydawać by się mogło, że takie problemy spotykają tylko nastolatki, ale znam sytuacje, które miały miejsce już w dorosłym życiu wszystkich bohaterów.  Kiedy się zakochujesz, zmienia się całe Twoje życie. Nie widujesz już tak często przyjaciół i rodziny, bo większość czasu spędzasz ze swoim nowym chłopakiem/dziewczyną. Każde zdanie zaczyna się od jego/jej imienia  choć mogłaś/eś tego nie zauważyć, Twoje życie nagle zaczyna obracać się wokół niego/niej. Uważam, że jest to normalne, te motylki w brzuchu, czekanie na każdy telefon, wiadomość, spotkanie. Przecież zauroczenie jest czymś pięknym, te wstydliwe spojrzenia, nieśmiałe uśmiechy, każdy zasługuje na to, by zakochać się i taka jest kolej rzeczy, ale nie rozumiem ludzi, którzy nie potrafią pogodzić miłości z przyjaźnią. Mi całe szczęście trafił się partner, który w

Z serca wzięte.

Nigdy nie mogłam narzekać na brak towarzystwa, zawsze miałam wielu znajomych, kilku bliższych. Zawsze było z kim wyjść, posiedzieć, pogadać.  Będąc już z moim (wtedy chłopakiem) mężem również wychodziliśmy na imprezy, domówki, wyjeżdżaliśmy gdzieś. Nie ukrywam, że byłam typem imprezowiczki i to bardzo.  Aż pewnego dnia... Zaszłam w ciążę. Jako, że większość moim znajomych to byli mężczyźni (po prostu z nimi lepiej dogadywałam się od zawsze) oni odeszli wszyscy, sporadycznie zdarzało się z kimś zobaczyć. Zostały 2, może 3 koleżanki, ale one też bywały już coraz rzadziej, Nie było już tyle telefonów, wiadomości, spotkań. Jedna jedyna do samego końca była niezmienna, chociaż z nią imprezowałam zawsze najwięcej, ale nie widziała problemu w tym, że skoro nie pije to nie możemy się spotykać.  Urodziłam, koleżanki widziały moje dziecko, jak Marysia była malutka to jeszcze się widywałyśmy, ale coraz mniej i mniej...Kiedy M była już większa i co jakiś czas zostawiałam ją z moją mamą to z

Cisza.

Cisza. Cisza i spokój, tak pusto. Wiele było takich dni, że oddałabym za to dużo, za tą ciszę. Cichutko słychać dźwięk zegara na ścianie, auta jeżdżące i filtr w akwarium. Patrzyłam na nie dziś chyba z 18 minut, tak bez powodu, bez pośpiechu w tej ciszy. Zjadłam ciepły obiad, również bez pośpiechu i dzielić się z nikim nie musiałam, zjadłam go w łóżku przed telewizorem. Leżałam dzisiaj chyba do 10 i nikt i nic nie mogło mnie z niego wyciągnąć. Obejrzałam serial, nikt mi nie przeszkadzał, nie hałasował i nikt niczego ode mnie nie chciał. Byłam na spacerze, sama. Nie na placu zabaw, nie huśtałam nikogo, nie pilnowałam, nie stresowałam się, że pobiegnie na ulicę. Nikt nie krzyczał, nie robił awantur, nie sprzeciwiał się, szłam tam dokąd chciałam ja. Zrobiłam zakupy, bez krzyków, nie kupowałam lizaka, żeby móc dokończyć zakupy, kupiłam coś sobie, na co ja miałam ochotę i zjadłam to, sama, nie dzieląc się z nikim. Przy kasie czekałam spokojnie, bo nikt mnie nie poganiał znudzony. Wejście na

Recepta na szczęście

Pamiętam jak w dzieciństwie lubiłam bawić się w chowanego, berka, huśtać się, skakać na skakance, albo grać w gumę, czy zjeżdżać na zjeżdżalni. Tato zrobił mi z desek kuchenkę, trawa i ziemia były przyprawami, czasem mama pozwoliła mi wziąć jakieś warzywa z ogródka, albo dała trochę prawdziwych przypraw - jej, jaka to była radość. Przywiózł mi na święta lalkę z Niemiec, taką go mówiła, a wtedy mało kto taką miał, czułam się taka wyjątkowa. Nauczył używać wyobraźni, cieszyć się z małych rzeczy - właśnie o to chodzi! Moja córka cieszy się jak szalona kiedy wychodzimy na dwór, biegnie na huśtawki, czy zjeżdżalnie, jest szczęśliwa, a przecież to tak niewiele. Tak niewiele trzeba dzieciom do szczęścia, a nam? Ponad rok temu kiedy przeprowadziliśmy się do tego mieszkania poczułam się jak małe dziecko, kiedy robiliśmy zakupy do domu, nowe łóżko, naczynia, pościel, nawet kubki do kawy dawały mi tyle radości, że cieszyłam się jak dziecko. Uświadomiłam sobie wtedy, że takie uczucie jest na