Od dawna wiadomo, że pełna, przeciętna rodzina składa się z mamy, taty i dzieci. Każdy pełni jakąś rolę, ma swoje zadania, każdy jest potrzebny.
Nie jestem samotną matką, ale często bywam sama i wszystko jest na mojej głowie. Mąż wyjeżdża na 2 tygodnie, a i na 3 zdarzyło się. Oczywiście mam pomoc rodziny, moja mama sporo mi pomogła, często jeździłyśmy do niej, albo i brała sama Marysię do siebie na 2-3 dni, za co jestem jej bardzo wdzięczna.
Od rana do nocy jestem rodzicem, gotuje z dzieckiem przy nodze, sikam, sprzątam, rozwieszam pranie, robię wszystko razem z nią. Moje dziecka lubi spać do późna, ale wiąże się to z tym, że i do późna siedzi wieczorami, często idzie spać dopiero wtedy co ja, także nawet kąpiemy się razem.
Opiszę Ci mój przeciętny dzień :
Wstajemy rano, przebieram Marysię, robię śniadanie (z tym ostatnio mamy problem, M zrobiła się wybredna), włączam jej bajki, żebym w spokoju mogła pościelić łóżko i sama zjeść, umyć zęby, uczesać się itd. Powiedźmy nastawiam pranie, przygotowuje sobie pomału obiad, Marysia bawi się, ogląda bajki, albo ma dzień, że chodzi krok w krok za mną, różnie bywa, czasem nie daje mi zrobić nic, chociaż teraz robi się w miarę samodzielna. Ubieramy się, co również nie zawsze jest takie kolorowe, zależy od humoru Marysi. Zdarza się, że przyniesie mi sama buty, siada na kolanach i daje się ubrać, ale (chyba częściej) są dni, że Marysia krzyczy, wyrywa się, stoi pod drzwiami i najlepiej na golasa chce wyjść, a ubranie jej to nie lada wyczyn. Teraz gdy jestem w ciąży i mam zalecenia, żeby nie dźwigać, Marysia schodzi sama, czasem kładzie się na schodach, wyciąga rączki, żebym ją zniosła, płacze itd, takie zejście zajmuje trochę czasu, często mam ze sobą worek śmieci, albo i dwa. Idziemy do piwnicy, jak wyjmę wózek, zanim zamknę drzwi, to Marysia siedzi już w nim i muszę codziennie tłumaczyć jej, że nie dam rady wyjść z nią i wózkiem po schodach, co przeważnie kończy się płaczem, ale wychodzimy. Idziemy na spacer, zaliczamy sklep, czasem idzie szybko, a czasem kiedy trzeba stać w kolejce kończy się awanturą i szarpaniem. (Czasami wychodzimy bez wózka, ale to przeważnie kończy się pójściem do domu z płaczem, bo Marysia chodzi swoimi ścieżkami) Zabawa na placu zabaw, spacer i wracamy do domu, wejście po schodach na 4 piętro długo nam zajmuje...Raczej nie zdarza się, żeby M współpracowała i wchodziła chętnie (sporadycznie) więc kończy się krzykiem i moim i jej płaczem, ogólnie nienawidzimy tego obie, ale na szczęście w nowym mieszkaniu są tylko jedne schody, więc już niedługo. Kończę obiad (tak jak śniadanie, czasem z M, czasem da mi chwile) zjemy i próbuje uśpić Marysię...Zdarza się, że trwa to krótko, dzisiaj np. ponad godzina, a i 2,5 się zdarzało...Wstaje, zje coś, znowu dwór, wracamy (jeszcze trzeba schować wózek) M idzie się kąpać, ja w tym czasie rozścielam łóżko, czasem zdążę naszykować kolacje, jak chce już wyjść to wchodzę do niej, zjemy, pooglądamy telewizje, pobawimy się, leżymy i idziemy spać.
Oczywiście nie każdy dzień wygląda tak samo, są naprawdę mega fajne, Marysia jest pogodna, współpracuje ze mną, nie robi awantur, robimy coś kreatywnego itd, a są takie, że mam ochotę strzelić sobie w łeb..Czasem jesteśmy u babci parę dni, albo i dłużej, czasem ktoś przyjdzie do nas, różnie bywa, ale większość czasu jesteśmy my dwie.
Narzekasz, że Twój mąż jest w pracy i wraca późno, ale uwierz mi, że jeśli wyniesie śmieci, zrobi zakupy, zapłaci rachunki, zrobi dziecku kolacje, uśpi, wykąpie, czy pobawi się - cokolwiek, to masz wielkie szczęście.
Mój mąż wraca na około 6 dni i mamy go tylko dla siebie, oczywiście zanim się rozpakuje itd trochę zajmuje, później pakowanie, załatwianie różnych spraw, przywozi ze sobą rzeczy do prania i takie tam, ale mamy te kilka dni dla siebie i jest super. Nie musimy nic robić, wystarczy że jesteśmy razem. Przejmuje część obowiązków, Marysia cieszy się, że jest tato, ja mam wieczorem do kogo się przytulić, a i nawet jak go nie ma, to mam do kogo zadzwonić, żeby się wyżalić.
Teraz w ciąży różnie to bywa, mam dni, że czuje się świetnie, ale i zdarzają się gorsze, że najchętniej przeleżałabym całe w łóżku, ale nie da się wytłumaczyć tego 2 latce ;) Bywa ciężko, a i będzie jeszcze ciężej, bo w grudniu dojdzie do tego wszystkiego noworodek, ale jestem szczęśliwa tu gdzie jestem i cieszę się, że tak potoczyło się moje życie mimo gorszych dni, czy chwil.
Podziwiam wszystkie kobiety, które z różnych przyczyn wychowują samotnie dzieci, są mamą i tatą w jednym i radzą sobie. Niektóre do tego nie mają pomocy od rodziny, są z tym wszystkim same i nie poddają się. Następnym razem zanim spojrzysz krzywo na samotną matkę, wyśmiejesz ją itd, najpierw pomyśl przez co musi przechodzić każdego dnia i jak bardzo jest silna. Czapki z głów!!!
Komentarze
Prześlij komentarz