Zanim zostałam matką mogłabym przeczytać ten wpis i pewnie nie zrobiłby na mnie żadnego wrażenia, może nawet wydałby się nudny, a na pewno niezbyt wiarygodny.
Nigdy nie lubiłam dzieci, nie chciałam mieć własnych, denerwowały mnie, irytowały. Wydawały się wstrętne, obrzydliwe itd.
Kiedy zaszłam w ciążę świat mi się zawalił. Przecież miałam wkrótce stać się mamą takiego wstrętnego potworka, przeżyć poród, o którym słyszałam same nieprzyjemne rzeczy i taki potworek miał już być przecież zawsze. Miał zniszczyć mi życie. Tak to wszystko sobie wyobrażałam, ale 'coś poszło nie tak'.
W momencie skurczy w dalszym ciągu nie docierało do mnie, że za chwilę urodzę dziecko i miałam same czarne myśli, nagle parcia - wtedy już nie myślałam o niczym innym, tylko o tym, żeby mieć już to za sobą.
I nagle jest. Ona! Słyszę płacz i gdzieś w tle położna krzyczy 'ma Pani córkę! To córka' po czym kładzie ją na mnie. Marysia przestaje płakać i jednym oczkiem patrzy na mnie, a ja zamarłam. Patrzyłyśmy tak na siebie i w tej chwili nie mogło Jej już nie być. Nie liczyło się nic, tylko Ona. Przecież dopiero Ją poznałam, a Kochałam już nad życie. Nie byłam w stanie wyobrazić sobie tego, że mogłoby Jej nie być. Nie pozwoliłabym Jej skrzywdzić. W jednej chwili zmieniło się wszystko. Byłam w stanie poświęcić wiele, by Ona była szczęśliwa i nagle rzeczy, które jeszcze tak niedawno wydawały mi się ważne, stały się nieistotne.
Całowałam Jej malutką rączkę i płakałam. Nie z bólu, bo to gdzieś na chwilę odeszło. Nie dlatego, że - jak sądziłam - moje życie się skończyło, czy zaczęło być ograniczone. Nie z żalu, złości, czy smutku. Płakałam ze szczęścia, bo nic piękniejszego nie mogło mnie spotkać.
Nagle położna powiedziała, że musi Ją na chwilę zabrać pod lampę, bo jest zimna - ciężko nawet opisać co poczułam, jak się zmartwiłam, bałam. Uświadomiłam sobie, że jestem odpowiedzialna za tę Istotkę i Ona ma tylko nas
.
Człowiek rodzi się taki samotny. To prawda, przecież w chwili narodzin jesteśmy sami i nie jestem w stanie pojąć jak w chwili takiego wulkanu emocji, matka może wyprzeć się dziecka. Zostawić je same sobie. Przecież jest tak bezbronne, niewinne...
Takie dziecko nie rozumie, że jest odrębną osobą i myśli, że Ono i matka to jedno. Ja czułam podobne emocje. Jest mi ciężko nawet nazwać to wszystko, bo nie da się tego przekazać komuś, kto tego nie przeżył. Do tego momentu kiedy pierwsze raz zobaczyłam swoje dziecko, te wszystkie rzeczy były dla mnie abstrakcją, czymś niepojętym, niewyobrażalnym.
Zanim urodziłam Tomka, myślałam, że drugi raz jest inaczej, mniej magicznie, ale myliłam się. Pewnie, że jest trochę inaczej, ale jeśli chodzi o sam poród, bo już wiedziałam mniej więcej co mnie czeka, jak to wszystko wygląda, ale sam moment narodzin był tak samo niesamowity i piękny.
Bycie mamą po raz drugi wygląda trochę inaczej, bo pewne rzeczy już wiemy, potrafimy itd, ale każde dziecko jest inne - ale o tym niedługo postaram się napisać. Takie 'porównanie' moim dzieci.
Jednak Kocham moje dzieci tak samo mocno. Teraz jestem z Tomkiem sama, Marysia jest u babci, ale nie czuję się przez to gorszą mamą, czy nie odtrąciłam Marysię - Ona w momencie urodzenia była sama, miała mnie tylko dla siebie przez ponad 2 lata, Tomek nigdy tego nie zazna, więc myślę, że przez kilka dni nic Jej się nie stanie ;)
Dla kogoś moje dzieci mogą być brzydkie, obrzydliwe, mogą ich nie lubić itd, ale mam to gdzieś, bo da mnie są całym światem. I pewnie, że życie z dziećmi wygląda nieco inaczej, ale nie koniecznie gorzej. Moje stało się pełniejsze i powtórzę - to trzeba przeżyć.
Komentarze
Prześlij komentarz