O tym się nie mówi, zdecydowanie temat tabu, kobiety wstydzą się o tym mówić, czy o to pytać, zupełnie nie rozumiem dlaczego, bo to naturalna kolej rzeczy. Osobiście nie do końca wiedziałam co mnie czeka i byłam przerażona, ale sama nie do końca wiedziałam czym...
Połóg.
W chwili narodzin dziecka mój brzuch wyglądał jakbym dalej była w ciąży, nie tak ogromny, ale około połowy. Towarzyszy temu euforia i chwilowo nie myślałam o bólu, ale boli jak cholera, po pierwszym porodzie miałam nacinane krocze, po drugim sama popękałam. W obu przypadkach byłam zszywana i szwy ciągnęły jak cholera...Leżałam tak cała wymazana krwią i innymi dziwnymi maziami, trzymając na sobie trochę pobrudzone dziecko, aa i jeszcze w niektórych przypadkach (bez wcześniejszej lewatywy) można załatwić się podczas porodu. Poleżałam tak jakiś czas po czym po 1 porodzie zawieźli mnie na salę na łóżku, a po 2 porodzie kazali wstać na nogi i iść. Położyłam się na łóżko, obolała, zmęczona i zdezorientowana. Pierwszy raz leżałam sama, więc było dosyć komfortowo, z tym, że łazienka była na drugim końcu korytarza, teraz leżałam z dosyć sympatyczną dziewczyną i łazienkę miałyśmy obok sali. Musiałam zakładać siateczkowe, jednorazowe majtki i podpaskę wielką jak ponton (jak to mawia moja mama) na początku wstawanie do łazienki sprawiało mi tak ogromny ból, że ledwo dawałam radę i robiłam to w taki sposób, że czasem podpaska (nie jest przyklejana) przesuwała się i brudziłam łóżko krwią, a u dziewczyny obok byli goście.
Zostawili mi dziecko, nigdy wcześniej nie przebierałam dziecka, a teraz musiałam, nikt mi nie pokazał jak to zrobić. Musiałam nakarmić, tego to już w ogóle nie potrafiłam. Ona płakała, ja razem z nią, nie potrafiła złapać, ja przystawić. Najgorsze jest to, że szaleją wtedy hormony, to jest cała gama emocji - właśnie zostałam matką i już zawsze nią będę. Muszę sobie radzić, a co jeśli się nie spiszę, jeśli zawiodę? Za drugim razem było już trochę lepiej. Przede wszystkim wiedziałam mniej więcej co mnie czeka, na co się nastawić. Pewnie, że każde dziecko, każdy poród i może każdy połóg jest inny, ale już jakieś pojęcie miałam.
Myślę, że dużą rolę odgrywa tutaj partner. Psychicznego wsparcia mówiąc wprost raczej nie miałam, czasem zamiast po prostu przytaknąć, czy przemilczeć mówił różne rzeczy, ale taką mamy już relację - jesteśmy ze sobą szczerzy i mówimy sobie wprost co nam leży na sercu. Za to miałam mega wsparcie fizyczne - pomagał mi wejść pod prysznic, smarował i psikał ranę różnymi specyfikami, wyręczał w stawaniu po dziecko, co chwilę pytał, czy mi czegoś potrzeba, czy jakoś może mi pomóc itd. Uwierzcie mi, że to wtedy jest na wagę złota. Nawet zdarzyło się, że ścierał z podłogi moją krew. Taaak, po porodzie cieknie z krocza jak z kranu i zdarzyło mi się pobrudzić podłogę, a schylenie się jest mega wyczynem. Ogólnie nie leci sama krew, towarzyszą jej takie krzepy krwi, ja na początku się tego nastraszyłam, bo nie miałam o tym pojęcia. Sikanie było straszne, może przez nacięcie, nie wiem, ale piekło. Szczerze to wolałam wysikać się pod prysznicem na początku.
Niektóre kobiety mają hemoroidy, ponoć ból że aż płaczą.
O dziwo po drugim porodzie praktycznie usiadłam w ten sam dzień, ale po pierwszym wracałam do domu siedząc na dmuchanym kole dziecięcym, a i to nie pomagało zbytnio...
Jednak po powrocie do domu jest już lepiej, czułam się bardziej swobodnie.
Nie wiem jak to jest po cesarskim cięciu, bo dwa razy rodziłam naturalnie
Nie chce nikogo straszyć, zniechęcać itd, ale ja byłam zaskoczona wieloma rzeczami, nie wiedziałam na co się nastawić i drugi raz był o wiele 'lepszy', bo miałam już zobrazowane mniej więcej jak to wygląda i było mi łatwiej przez to przejść.
Z tym, że nie każdy połóg jest taki sam. Jedna dziewczyna (prosi o anonimowość) napisała mi :
Z kolei Daria napisała:
Połóg.
W chwili narodzin dziecka mój brzuch wyglądał jakbym dalej była w ciąży, nie tak ogromny, ale około połowy. Towarzyszy temu euforia i chwilowo nie myślałam o bólu, ale boli jak cholera, po pierwszym porodzie miałam nacinane krocze, po drugim sama popękałam. W obu przypadkach byłam zszywana i szwy ciągnęły jak cholera...Leżałam tak cała wymazana krwią i innymi dziwnymi maziami, trzymając na sobie trochę pobrudzone dziecko, aa i jeszcze w niektórych przypadkach (bez wcześniejszej lewatywy) można załatwić się podczas porodu. Poleżałam tak jakiś czas po czym po 1 porodzie zawieźli mnie na salę na łóżku, a po 2 porodzie kazali wstać na nogi i iść. Położyłam się na łóżko, obolała, zmęczona i zdezorientowana. Pierwszy raz leżałam sama, więc było dosyć komfortowo, z tym, że łazienka była na drugim końcu korytarza, teraz leżałam z dosyć sympatyczną dziewczyną i łazienkę miałyśmy obok sali. Musiałam zakładać siateczkowe, jednorazowe majtki i podpaskę wielką jak ponton (jak to mawia moja mama) na początku wstawanie do łazienki sprawiało mi tak ogromny ból, że ledwo dawałam radę i robiłam to w taki sposób, że czasem podpaska (nie jest przyklejana) przesuwała się i brudziłam łóżko krwią, a u dziewczyny obok byli goście.
Zostawili mi dziecko, nigdy wcześniej nie przebierałam dziecka, a teraz musiałam, nikt mi nie pokazał jak to zrobić. Musiałam nakarmić, tego to już w ogóle nie potrafiłam. Ona płakała, ja razem z nią, nie potrafiła złapać, ja przystawić. Najgorsze jest to, że szaleją wtedy hormony, to jest cała gama emocji - właśnie zostałam matką i już zawsze nią będę. Muszę sobie radzić, a co jeśli się nie spiszę, jeśli zawiodę? Za drugim razem było już trochę lepiej. Przede wszystkim wiedziałam mniej więcej co mnie czeka, na co się nastawić. Pewnie, że każde dziecko, każdy poród i może każdy połóg jest inny, ale już jakieś pojęcie miałam.
Myślę, że dużą rolę odgrywa tutaj partner. Psychicznego wsparcia mówiąc wprost raczej nie miałam, czasem zamiast po prostu przytaknąć, czy przemilczeć mówił różne rzeczy, ale taką mamy już relację - jesteśmy ze sobą szczerzy i mówimy sobie wprost co nam leży na sercu. Za to miałam mega wsparcie fizyczne - pomagał mi wejść pod prysznic, smarował i psikał ranę różnymi specyfikami, wyręczał w stawaniu po dziecko, co chwilę pytał, czy mi czegoś potrzeba, czy jakoś może mi pomóc itd. Uwierzcie mi, że to wtedy jest na wagę złota. Nawet zdarzyło się, że ścierał z podłogi moją krew. Taaak, po porodzie cieknie z krocza jak z kranu i zdarzyło mi się pobrudzić podłogę, a schylenie się jest mega wyczynem. Ogólnie nie leci sama krew, towarzyszą jej takie krzepy krwi, ja na początku się tego nastraszyłam, bo nie miałam o tym pojęcia. Sikanie było straszne, może przez nacięcie, nie wiem, ale piekło. Szczerze to wolałam wysikać się pod prysznicem na początku.
Niektóre kobiety mają hemoroidy, ponoć ból że aż płaczą.
O dziwo po drugim porodzie praktycznie usiadłam w ten sam dzień, ale po pierwszym wracałam do domu siedząc na dmuchanym kole dziecięcym, a i to nie pomagało zbytnio...
Jednak po powrocie do domu jest już lepiej, czułam się bardziej swobodnie.
Nie wiem jak to jest po cesarskim cięciu, bo dwa razy rodziłam naturalnie
Nie chce nikogo straszyć, zniechęcać itd, ale ja byłam zaskoczona wieloma rzeczami, nie wiedziałam na co się nastawić i drugi raz był o wiele 'lepszy', bo miałam już zobrazowane mniej więcej jak to wygląda i było mi łatwiej przez to przejść.
Z tym, że nie każdy połóg jest taki sam. Jedna dziewczyna (prosi o anonimowość) napisała mi :
'Ja dobrze wspominam czas pologu. Bylam nastawiona na duzo gorszy bol a nie musialam brac nic przeciwbolowego, wejscie pod prycznic nie bylyo wyczynem, a krew leciala, bo leciala ale nie jak z kranu. Jedynie hormony mi mega szalaly ale do przezycia. Pozdrawiam'
'Cieszę się,że ktoś porusza takie tematy,bo o tym powinno się mówić. Ja wpadłam w głęboką depresję poporodową i gównie ze względu na to,że nie miałam pojęcia co mnie czeka. Krew ciepła ze mnie strumieniami,rozrywający ból ograniczał poruszanie się,a trzeba było zająć dzieckiem. Ciągle płakałam,nikt mnie nie rozumiał,dotarło do mnie,że stałam się odpowiedzialna za tę małą istotkę,ale nie byłam nawet w stanie w tamtym momencie zając się sama sobą. Gdyby niewsparcie mamy,nie wiem co by się z nami stało. Nikomu tego nie życzę...'
Także dziewczyny nie bójcie się o tym mówić, ani pytać, bo to sama natura.
Komentarze
Prześlij komentarz